Zapraszam do czytania, mam nadzieję, że się spodoba ! :D <3
22:45
Wysłane: „Przydałbyś się… taki mocny przytulas”
22:46
Odebrane: „deptak. Five minuten !”
Szybko wciągnęłam buty, krótkie „paa” i już mnie nie było. Chciałam jak najszybciej znaleźć się na dole. Ostatni schodek, popchnęłam drzwi, szybko zilustrowałam deptak, a po kilku sekundach byłam szczelnie schowana w jego ramionach. Są takie momenty, kiedy każdy z nas ma dość .. Dość krzyczących wiecznie rodziców, dość wysłuchiwania z ust mamy swoich wad, dość przyjaciół, dość deszczu, dość upałów, dość łez wycieranych nocą w poduszkę, dość samotnych spacerów ze słuchawkami w uszach, dość wszystkiego. Wtedy najchętniej wybieglibyśmy z domu pakując w torbę portfel, prince polo, butelkę z mineralną wodą i ucieklibyśmy na dworzec czekając na pociąg do wiecznego szczęścia. Na pociąg do miejsca gdzie nikt nas nie zna, gdzie można by było ułożyć wszystko od nowa. Ułożyć tak jak sami tego chcemy. Pojechać w miejsce, gdzie moglibyśmy być reżyserami własnego życia…
Ironią było to, że ja nie musiałam nigdzie wyjeżdżać, miałam to tutaj - obok. Kilka sekund ciszy, które potrzebowałam, aby wyrównać oddech, aby poczuć rytm jego serca i już byłam szczęśliwa. Wszystko odchodziło jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki. Wszelkie rany, lęki, ból. Po chwili niczego nie było. Potem przychodziło najlepsze, to, co najbardziej uwielbiałam. Spacer. Wtedy nie mogłam spodziewać się niczego. Nie byłam pewna kiedy przytuli, złapie za rękę, ile razy w ciągu tej trasy padnie „Kocham Cię”. I myślę, że to było najlepsze. Nieoczekiwane. Takie małe chwile szczęścia, których nie byłam w stanie kontrolować. Zrozumiałam, że to nie ja je łapię, ale one mnie. On był ich reżyserem, wszystko miał doskonale zaplanowane. Doskonale wiedział, co na mnie działa. Doskonale zdawał sobie sprawę, że wystarczył jego delikatny gest, a moje ciało już wymykało się spod kontroli. Nie ważne, czy było to przetarcie się naszych rąk, czy zaznaczanie okręgów na moim brzuchu. Wszystko to wywoływało miliony emocji, a ciało momentalnie pokrywała fala dreszczy i gęsiej skórki. Później były rozmowy, które w mojej pamięci zachowały się tygodniami, każda z nich była unikatowa, żadna się nie pokrywała, były nasze. W tych rozmowach najczęściej rozmawialiśmy o mnie, on nie był za bardzo otwarty. Wyciągnięcie z niego choć najmniejszej informacji było dla mnie największym sukcesem. Dlatego w każdej z tych chwil tak bardzo się cieszyłam. Ale nikt tego nie rozumiał, nikomu nic nie można było powiedzieć, bo przecież byłam pewna, że słowa które usłyszę będą brzmiały : „Będziesz następna, żebyś nie płakała”. Dlatego nie mówiłam, trzymałam to dla siebie. Tak jak trzymałam wszystko co spotkało mnie złego i wtedy szłam do niego i emocje, które kumulowały się we mnie przez cały czas pękały, a ja łamałam swoje przyrzeczenie, te, w którym przyrzekałam, że nigdy się przed nim nie rozpłaczę. Rozumiał to. Rozumiał, widział moje słabości, moje łzy. A pomimo tego, w jego oczach zawsze pozostałam nieustraszona. Nigdy nie rozumiałam tego słowa „nieustraszenie” . Jednak po pewnych czasie zaczęłam myśleć na ten temat…
„Nieustraszenie” jest powstawać i walczyć o to, czego pragniesz znowu i znowu… nawet jeśli przegrywasz za każdym razem, gdy próbujesz.
„Nieustraszenie” jest mieć wiarę w to, że kiedyś wszystko się zmieni.
„Nieustraszenie” jest mieć odwagę, by pożegnać się z kimś, kto tylko cię rani, nawet jeśli nie możesz bez niego oddychać.
Myślę, że „nieustraszenie” jest zakochać się w swoim najlepszym przyjacielu, nawet jeśli on kocha kogoś innego.
A kiedy ktoś przeprasza cię wciąż za rzeczy, których nigdy nie przestanie robić, sądzę, że „nieustraszenie” jest przestać mu wierzyć.
„Nieustraszenie” jest powiedzieć: „NIE jest mi przykro” i odejść.
Uważam, że „nieustraszenie” jest kochać kogoś, pomimo tego, co sądzą inni.
Myślę, że „nieustraszenie” jest pozwolić sobie płakać na podłodze w łazience.„Nieustraszenie” jest pozwolić komuś odejść. A potem ruszyć do przodu ze swoim życiem…
To też jest „nieustraszone”.
I tak naprawdę zrozumiałam to, po dość długim okresie od naszego ostatniego spotkania.
Tęskniłam. Tęsknie. To jest pewne.
Kiedyś usłyszałam słowa: „Szanuj siebie, na tyle, by odejść od wszystkiego co Ci nie służy, co Cię nie rozwija i co nie daje Ci szczęścia.”
Minęło dużo czasu, aż je zrozumiałam i podjęłam Tą decyzję. Analizowałam je codziennie, każdy wyraz, każdą literkę..
„Szanuj siebie, na tyle, by odejść od wszystkiego co Ci nie służy…” – czy mi to służyło ? W pewien sposób tak, zapełniał tą pustkę, która każdego dnia tworzyła się na nowo.
„…co Cię nie rozwija…” – tego nie mogłam zrozumieć bardzo długo, ale z czasem również do tego doszłam. Nie rozwijałam się, zatrzymałam wszelkie spełnianie marzeń, nadziei, planów, byłam skupiona na nim, za bardzo.
„…i co nie daje Ci szczęścia.” – zrozumiałam, ale pogodzenie toku myślenia mojego serca, z decyzjami mojego mózgu było bardzo trudne. Czy dawał mi szczęście ? Oczywiście ! Każda napotkana osoba, nawet obca, kiedy widziała mnie jak tylko od niego wychodziłam, nie mogła zrozumieć mojego zachowania, tak jakby ktoś dał mi dodatkową dawkę energii. Z każdym jego uśmiechem rosłam o dwa centymetry…
„Drugiego człowieka, albo się kocha takiego jaki jest, albo nie kocha się go wcale.”
I tu pojawiał się problem. Najważniejsze było to, abym zaakceptowała jego wady. Poukładać je na półce, niczym najlepsze książki, tuż obok jego zalet. Porównać ich wartość i zdecydować, czy bierzemy wszystko w pakiecie, czy dajemy sobie z tym spokój.
Życie płata nam figle.
Nie wiesz, czy akurat ta decyzja okaże się właściwa, ale wiesz, że zmieni Twoje życie.
Wiesz, że nic nie będzie takie samo, że możesz dokonać złego wyboru, a z jego konsekwencjami będziesz musiała liczyć się do końca swoich dni. Ale człowiek to taka dziwna istota, która mimo to podejmuje takie ryzyko i wybiera coś, tym samym odrzucając inną opcję jako tą niemożliwą do spełnienia.
Co się dzieje, gdy nagle ta do tej pory nieosiągalna wizja zaczyna się tworzyć tuż obok Ciebie kusząc swoim pięknem ? Wyciąga w Twoją stronę dłoń i chce Cię wyciągnąć z rzeczywistości, która wydawała się tą właściwą, tą niezachwianą, tą bezpieczną.
Jak postąpić ?
Zostać przy tym, co znamy, ale mieć w świadomości, ze przecież mogło być lepiej, czy po raz kolejny zaryzykować odrzucając „pewniaka” i pobiec w nieznane, ale jakże atrakcyjne rewiry ? Jedni kierują się przysłowiem: „Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu” inni mówią: „Lepiej spróbować i się sparzyć niż żałować, że się nie zdecydowałaś”.
A co jeśli okaże się, że żadna z tych opcji nie jest właściwa ?
Może żyć w nadziei, że pojawi się trzecia ?
Może zrezygnować z obu ?
Może zdać się na los ?
Ale przecież on jest ślepy…
On nie zwraca uwagi na uczucia, na więzi, na emocje.
Więc tak po prostu oddać całe życie w ręce przeznaczenia ?
„Czasami płaczemy z bezsilności, a czasami dlatego, że po raz kolejny popełniamy ten sam błąd”. Ale ja nie chciałam go popełniać, nawet jeśli w grę wchodziłaby walka z samą sobą.
Wiedziałam, że ludzie tacy jak on się nie zmieniają.
Odpuściłam go sobie.
Starałam się żyć normalnie, mimo że z tęsknoty pękło mi serce.
A przy każdym spacerze uświadamiałam sobie, jak zadziwiające jest to ile wspomnień nosi w sobie zapach wieczornego powietrza..
Chwile..
Nasze życie składa się z serii chwil.
A każda z nich jest podróżą do samego końca.
Pozwól im odejść.
Pozwól im wszystkim odejść.
Chwile..
Wszystkie zgromadzone w tej jednej.